Historia moich włosów, czyli co ja miałam w głowie?!

Cześć,
Witam się z Wami w ten piękny, u mnie słoneczny pierwszy dzień grudnia. Zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami historią moich włosów. Z racji, iż są to początki prowadzenia przeze mnie bloga to chyba powinniście dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Ok, zaczynamy... :)




Gdy byłam dzieckiem, mama nigdy nie obcinała mi włosów. Serio. Nie było sposobów, żeby mamę przekonać do zmiany zdania, miały być długie i już. W tamtych czasach modne było powiedzenie "co ludzie powiedzą" i mam wrażenie, że usłyszeć je można było o wiele częściej, niż dziś. W związku z tym właśnie przeświadczeniem, że inni mają mówić o nas tylko dobrze, mama wpadła na świetny pomysł, aby zapuszczać mi włosy aż do... Pierwszej Komunii. :-D Strach wspominać, ile ja się napłakałam przez te plączące się kudełki i brak konkretnej odżywki, która potrafiłaby w tym ulżyć. A uwierzcie, że rosły mi one w tempie ekspresowym i do dziś jest to ich ogromna zaleta. Mogę sobie pozwolić na ostre cięcie (i tak też zrobiłam z początkiem jesieni), bo po kilku miesiącach powracam do swojej długości. W swoim najciekawszym momencie włosy sięgały mi aż do... łydek. :-D

Kochani, muszę przyznać, że czas po Komunii był chyba jednym z najszczęśliwszych momentów mego życia. Otóż mogłam wreszcie wybrać się do fryzjera i cieszyć się krótką fryzurką. W tamtym momencie odkryłam też, że ma ona przeogromną tendencję do puszenia się i nie było na nią mocnych, aż do czasu zakupu prostownicy, czyli do mniej więcej 15 roku życia.
Jako nastolatka oswoiłam się z prostymi upięciami i wygładzaniem włosów za pomocą wysokiej temperatury. Przyznaję się szczerze, że nie używałam specjalnych kosmetyków, za to sprzęt miałam okropnie niskiej jakości, co skutkowało sianem. Były to czasy eksperymentów z wyglądem, tak więc jako 16-latka, tuż przed pójściem do liceum, ufarbowałam się na... czerwono. Tak, największy błąd, ale i chyba największa metamorfoza. Nie ukrywam, że ciekawy kolor na głowie sprawił, że poczułam się pewniej, ale i przysporzył mi trochę problemów. Nigdy wcześniej nie myślałam o odrostach i farbie, która wypłukuje się nierównomiernie. Z czasem byłam zwyczajnie ruda i próbowałam farbować się tak, by wrócić do swojego naturalnego koloru. Gdyby to było takie proste... :) W międzyczasie zbliżały się połowinki w moim liceum. Chcąc, jak każda dziewczyna, wyglądać modnie i oczarować płeć przeciwną, wybrałam się do fryzjerki. Postanowiłam wtedy ściąć się na Rihannę, wiecie, tył krótszy a z przodu dłuższe kosmyki... Ta sytuacja jest wyjątkowo zabawna, mam w planach poświęcić jej jeden post w mojej serii "Wspominkowo". Oczywiście wizyta ta nie należała do udanych i do dnia dzisiejszego wiem, na co fryzjerom nie pozwalać pod żadnym względem. 
Rok 2009 to u mnie czas mody na farbę w kolorze czarnym. I tu kolejny kolor wjechał na głowę i, tak jak poprzednio, długo mi zajął powrót do własnego odcienia. Warto wspomnieć, iż natura nie była dla mnie zbyt łaskawa i już w czasach licealnych obdarowała mnie początkiem siwizny Na studiach moje białe włosy błagały o litość, więc jedynym wyjściem było kolejne farbowanie. Po serii nieudanych eksperymentów z kosmetykami drogeryjnymi, udałam się po ratunek do fryzjera, któremu do dziś jestem wdzięczna za pomoc - przyjął mnie w Sylwestra o 6 rano! Nigdy mu tego nie zapomnę, ale możecie sobie w tym momencie wyobrazić, jak źle musiałam wyglądać, skoro obcy człowiek dał się wyciągnąć z mieszkania o 5 rano, żeby dojechać dla mnie do salonu. :D 
Zbliżając się do terminu własnego ślubu, chcąc wyglądać pięknie jak każda Panna Młoda, wyszukałam idealną fryzjerkę, która zajmuje się moimi włosami już od 1,5 roku i przysięgam, nigdy jej nie zamienię! Jest cudowna, zawsze idealnie dobierze dla mnie cięcie i farbę, a w trakcie pracy zawsze mamy o czym rozmawiać. Każdej z Was życzę takiej p. Pauliny. :)

Obecnie moje włosy sięgają lekko za ramiona i, jak wspomniałam, jest to efekt radykalnego cięcia sprzed dwóch (lub trzech? ach, ta niezawodna pamięć :D ) miesięcy. Aktualnie mój cel, to wrócić do długości do połowy pleców - w takich czuję się najbardziej kobieco i pewnie siebie. :) A mój kolor? Kocham ciemny brąz i najbardziej się sobie w nim podobam, starając się zawsze dobierać te chłodne odcienie. 

A jaka jest Wasza historia? Czy tak jak ja, lubiłyście eksperymentować, czy stawiacie na naturalne włosy? Koniecznie napiszcie mi o tym pod postem!
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Damskie opowiesci , Blogger