Jakby chciała to by usiadła, czyli jazda bez trzymanki i kultury

Jakby chciała to by usiadła, czyli jazda bez trzymanki i kultury

Witam Was i cieszę się, że zajrzeliście do mnie.
Dziś chcę opisać sytuacje wprost z tramwajów i autobusów jeżdżących ulicami mojego pięknego miasta. Nie uwierzycie, jakie słowa potrafią padać z ust z rzekomo kulturalnych osób. A może i uwierzycie, bo to chyba tak częsty problem, że ciężko nie spotkać się z nim na co dzień. Bilety skasowane? No to zaczynamy!

Historia moich włosów, czyli co ja miałam w głowie?!

Historia moich włosów, czyli co ja miałam w głowie?!

Cześć,
Witam się z Wami w ten piękny, u mnie słoneczny pierwszy dzień grudnia. Zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami historią moich włosów. Z racji, iż są to początki prowadzenia przeze mnie bloga to chyba powinniście dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Ok, zaczynamy... :)


Celebrujmy drobne chwile, czyli radość nakręca radość...

Celebrujmy drobne chwile, czyli radość nakręca radość...

Cześć Kochani!
Dzisiejszy poranek, choć szary, ciemny i wyjątkowo zimny, uświadomił mi, że w moim życiu dzieje się wiele dobrego. Każdy z nas zmaga się z problemami - raz większymi, raz mniejszymi. Nie zawsze od nas zależy to z jakimi rzeczami przyjdzie nam się zmierzyć. Od nas samych zależy natomiast to, jak podejdziemy do otaczającej nas rzeczywistości.
Wspominkowo: Boże Narodzenie, śnieg i ten okropny Święty Mikołaj!

Wspominkowo: Boże Narodzenie, śnieg i ten okropny Święty Mikołaj!

Witajcie!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wspomnieniami. Każdy z nas nosi w sobie ciekawe historie - jedne będą wesołe, inne dające do myślenia. W mojej opinii, jeśli coś nam długo siedzi w głowie  - warte jest omówienia.


Z racji, iż powoli zbliża się do nas czas Bożego Narodzenia, chciałabym opowiedzieć Wam magię tych świąt z perspektywy kilkuletniego dziecka. Działo się to ponad dwadzieścia lat temu, stąd wiadome rozbieżności pomiędzy świętami wtedy a dziś.


To, czego o mnie nie wiecie, czyli 25 faktów o mnie!

To, czego o mnie nie wiecie, czyli 25 faktów o mnie!

Dzisiaj wpis o mnie, żebym nie była już taka tajemnicza, jak dotychczas. :-)
25 faktów o mnie, czytajcie i poznajcie mnie lepiej:



1. Mam 26 lat.
2. Chciałabym rozwinąć się zawodowo i zdobyć ciekawą pracę.
3. Zależy mi także na rozwinięciu mojej pasji, którą jest fotografowanie. Na ten moment nie posiadam aparatu, na którym mogłabym uczyć się tworzenia ciekawych sesji, ale wszystko w swoim czasie!
4. Posiadam prawo jazdy już od dłuższego czasu. Mimo to nie jestem czynnym kierowcą. Planuję to zmienić.
5. Marzy mi się zwiedzenie wielu ciekawych zakątków świata.
6. W niedługim czasie przygarnę pieska.
7. Posiadam kota, którego uwielbiam! Ma 13,5 roku, ale czasem wygłupia się jak mały kociak.
8. Kocham pisać ciekawe teksty i wypowiadać się tak, by innych zaciekawić swoją opowieścią.
9. Rozpoczęłam naukę programowania. Tak po prostu, nigdy wcześniej nie miałam z tym niczego wspólnego. Uczę się z tutoriali dostępnych online.
10. Kocham dobrze zjeść. Niestety, najczęściej urozmaicam posiłki, gdy gotuję dla kogoś - samej sobie już mi się nie chce tak starać. ;-)
11. Z wykształcenia jestem pedagogiem.
12. Zawsze lubiłam urządzać wnętrza - w swoich pokojach potrafiłam zrobić przemeblowanie w każdy weekend. Cieszy mnie, gdy wnętrze robi się "świeże".
13. Panicznie boję się pszczół, os i szerszeni.
14. Uwielbiam sprzątać. To dla mnie sposób na relaks - po sprzątaniu czuję się "spełniona". ;-)
15. Mogłabym codziennie jeść pizzę hawajską.
16. Moja ulubiona pora roku to jesień. Lubię, gdy za oknem jest szaro, ciemno, pada deszcz i wieje silny wiatr, a ja mogę w tym czasie rozkoszować się herbatką pod kocem.
17. Jem dużo słodyczy, stanowczo za dużo. Staram się zamieniać je na owoce, ale nie zawsze udaje mi się w ten sposób oszukać mój wilczy apetyt.
18. Jestem wysoka (177/178 - jakoś tak) i wolałabym być niską kobietą.
19. Bardzo chcę zostać mamą. Chcę mieć co najmniej dwójkę dzieci! Marzę o stworzeniu ciepłego domu i kochającej się rodziny, którą moje dzieci będą zawsze miło wspominać.
20. Kiedyś nie lubiłam zwykłego, żółtego złota, wolałam jego białą wersję. Odkąd mam złotą obrączkę - pokochałam to!
21. Zawsze i wszędzie słucham Eda Sheerana, a w 2018 roku jadę na mój pierwszy koncert! Jupi!
22. Mieszkam w dużym mieście i kocham to, że tutaj życie toczy się cały dzień!
23. Potrafię cieszyć się drobnostkami - dźwiękiem deszczu za oknem, zapachem skoszonej trawy, nowym balsamem do ust czy lodami na deser.
24. Lubię gry planszowe.
25. Ze smakiem zajadam kanapki z żółtym serem i... popcornem.

To tyle faktów o mnie na ten moment. :-)
Mam nadzieję, że chociaż trochę stałam się Wam bliższa.
#Instaserial o miłości, czyli jak zapomnieć o własnym życiu...

#Instaserial o miłości, czyli jak zapomnieć o własnym życiu...


Cześć! :)

Po wakacyjnej przerwie nadszedł czas na recenzję książki, którą otrzymałam w prezencie urodzinowym. Już od dłuższego czasu chodziła za mną opowieść o własnym życiu Nicole Sochacki-Wójcickiej. Gdy tylko stałam się dumną posiadaczką #instaserialu o miłości, od razu zabrałam się za czytanie.


Muszę przyznać, że jestem wielką fanką książek, które oparte są na faktach. Serio, prawdziwe historie to coś, co rusza mnie najbardziej. Zdecydowana większość mojej domowej biblioteczki to książki związane z krajami arabskimi i historie z życia kobiet. Historie najczęściej smutne, bądź dające do myślenia. Nie przepadam za zmyślonymi opowieściami (chociaż nie pogardzę dobrym kryminałem). To, co urzekło mnie w książce, którą gorąco każdemu polecam, to to, że jest ona:
1) Oparta na faktach
2) Dotyczy dziewczyny z Polski, więc można się "wczuć w klimat"
3) Lekka i zabawna
4) Podzielona na krótkie odcinki, więc można robić sobie przerwy (ale jak tu robić przerwę, gdy czytanie tak bardzo wciąga?!)
5) Zawiera historię miłosną, czyli coś co tygryski lubią najbardziej
6) Autorka jest tak cudowną, pełną wiedzy i dobroci osobą, że kupię wszystkie książki, które stworzy. :-)

Instaserial o miłości opowiada historię Nicole, która w wielu momentach wydaje się wręcz niewyobrażalna. Okej, sam fakt poznania mężczyzny życia, tego jedynego, może się przytrafić każdej kobiecie. Ale czy naprawdę często się zdarza chociażby podróż w pojedynkę do Afryki, by spędzić czas z ukochanym? To zaledwie jeden z fascynujących momentów opowieści, a nie ma co się oszukiwać - w tej książce co chwilę mamy do czynienia ze zwrotami akcji! 
W trakcie czytania zdarzyło mi się nawet przeszukiwać konto autorki na instagramie (@mamaginekolog), ponieważ znajdują się tam zdjęcia opisywane w książce (zapewne każda z nas szukała garażu przerobionego na kuchnię weselną :-) ).

Jeżeli szukacie historii, która wciągnie Was tak bardzo, że zapomnicie o swoim życiu i na jakiś czas przeniesie Was w zwariowany świat Nicole to... polecam i podpisuję się każdą ręką i nogą pod tym, że naprawdę warto kupić i przeczytać. A później... podać dalej w świat, niech każda Wasza znajoma, siostra, mama, ciocia, sąsiadka ma szansę na taki relaks! :-)
P.S. Już niedługo pojawi się kolejna część tej opowieści, pod nazwą #Instaserial o ślubie. Niestety nie zdążyłam złożyć zamówienia w pre-ordzerze. :( Jak tylko pojawi się ona w regularnej sprzedaży to na pewno ją kupię, a Wam zrecenzuję! 
Tymczasem buziaków sto pięćdziesiąt i do kolejnego wpisu! :-)

P.S.2. Jeżeli szukacie skarbnicy wiedzy z zakresu ginekologii i położnictwa, to polecam Wam bloga Nicole - www.mamaginekolog.pl  Znajdziecie tam mnóstwo wpisów na temat zdrowia kobiet, na tematy ciążowe, na temat wszelkich badań. Autorka porusza tematy, które jeszcze do niedawna były tematami tabu i obala panujące mity - np. dietę matki karmiącej. Nawet nie zliczę, ilu ważnych rzeczy dowiedziałam się z tego bloga, więc serio - klikamy, czytamy i pogłębiamy ważną wiedzę!


Ty chudzielcu! Czyli nic w tym złego, że sobie pokomentuję...

Ty chudzielcu! Czyli nic w tym złego, że sobie pokomentuję...



Cześć, cześć, nadeszła pora na kolejny wpis!
Długo się zastanawiałam, czy aby na pewno o tym pisać. Nie chciałabym zostać źle zrozumiana. Według mnie każdy ma prawo do tego, by wyglądać jak wygląda. Nikt nie powinien ingerować, a już na pewno komentować wagi drugiej osoby. Prawda jest taka, że czy koleżanka Asia waży 45 kg czy 70 kg, to mnie to całkowicie nie interesuje, bo i dlaczego miałoby interesować. Oczywiście, są takie chwile, gdy z czystej troski włączamy się w problemy bliskich nam osób. Jeżeli taka przykładowa Asia ma problemy ze zdrowiem, które wynikają bezpośrednio z jej wagi (jest zbyt chuda lub zbyt otyła), to okej, wszystko z nami w porządku, że się martwimy i chcemy pomóc! W takim wypadku można i nawet należałoby w delikatny sposób zasugerować pewne zmiany. Ale, ale, ale... Post zupełnie nie o tym. :) Tzn. o tym, ale jednak o czymś innym. 
Jestem wysoka (bardzo, bardzo długo mi zeszło, żeby to zaakceptować, a właściwie dalej z tym walczę) i szczupła - aktualnie 1,78cm i 64kg. Tak z ręką na sercu mogę powiedzieć, że przytyłam dopiero całkiem niedawno. Niestety długi czas borykałam się z byciem chudą. Odkąd zaczęłam dorastać i mój wzrost się zwiększał a waga stała w miejscu, usłyszałam milion przeróżnych tekstów na temat tego, jak wyglądam. Wiecie takie typowe hasełka typu: "Ale jesteś chuda!", "Czy ty cokolwiek jesz?!" - to usłyszałam od nauczycielki angielskiego, w trakcie lekcji, przy wszystkich, tak, serio... "Ty to jesteś sama skóra i kości", "Ważysz za mało", "Dlaczego jesteś taka chuda?", "Masz anoreksję?/Będziesz mieć anoreksję?", "Zobaczysz! Rozchorujesz się i anoreksja murowana!" itp., itd. (pominę milczeniem fakt, iż osoby to mówiące nie mają pojęcia na temat powodów występowania zaburzeń odżywiania, ok?)
Nie muszę chyba dodawać, że moja waga nigdy nie brała się stąd, że się odchudzałam. Nigdy też nie byłam zwolenniczką bardzo szczupłej figury, lubiłam i lubię tzw. kobiece kształty. Raz w życiu przez dwa tygodnie nie jadłam słodyczy i smażonych potraw, żeby zmieścić się na 100% w sukienkę na studniówkę. To by było na tyle, jeśli chodzi o moje jakiekolwiek życiowe "diety". Niestety, byłam wysoką i szczupłą nastolatką. Często czułam się jak taki patyczak. Brak mi było pewności siebie i nie wiedziałam, jak odpowiadać innym, gdy krytykowali mój wygląd. Muszę przyznać, że może 1% z tych wypowiadanych w moim kierunków tekstów było podszytych troską. Cała reszta wiązała się zwykle z grymasem na twarzy i jakby wytykaniem mi czegoś, na co i tak nie miałam wpływu. Dzisiaj jestem wdzięczna matce naturze, że mogłam i nadal mogę bezkarnie zjeść to, na co mam ochotę i nie odbije się to na mojej wadze. Chociaż mój brzuch i pośladki wymagają ćwiczeń, bo jędrności to im brak, to mimo to moja figura wygląda naprawdę ok. 
Spróbujmy się jednak skupić na czymś, co nigdy nie dawało mi spokoju. Czy Wy też zauważyliście, że osobom otyłym nie można zwracać uwagi na ich dodatkowe kilogramy? Takie krytykowanie jest raczej niekulturalne i oczywiście sama się z tym zgadzam. Wydaje mi się, że każdy - czy to chudy, czy otyły - posiada w domu lustro i doskonale wie, jak wygląda. Ale jeśli chodzi o osoby, które są szczupłe - ooo, tutaj ta zasada w ogóle nie obowiązuje! Serio, czy ktokolwiek zastanowił się nad tym, że takim krytykowaniem niskiej wagi potrafi ranić drugą osobę? Spotkała mnie kiedyś przykra sytuacja. Wyobraźcie sobie, że chciałam pójść z dwiema koleżankami na basen. Nie przepadałam za chodzeniem w pojedynkę, zresztą w towarzystwie zawsze weselej, prawda? No i idąc tym tokiem myślenia zaproponowałam kumpelkom, żebyśmy wybrały się razem na pływalnię. Wiecie co wtedy usłyszałam? "Ja z tobą nie pójdę, bo jesteś zbyt chuda. Nie rozbiorę się do stroju przy tobie"... No comments. Oczywiście do wyjścia na basen nie doszło przez następny rok czy dwa, aż kiedyś, siłą rzeczy, musiałyśmy pojawić się na basenie w tym samym czasie i wiecie co? Obie przeżyły, nic im się nie stało, mimo iż obok nich byłam ja, CHUDA, w stroju kąpielowym. ;-) Czy taka sytuacja miałaby miejsce, gdybym ważyła więcej niż one? Czy wtedy też usłyszałabym, że nie pokażą się przy mnie w stroju, bo jestem za gruba? Nie sądzę. Jednak ja byłam szczupła, więc według niektórych, można było mi powiedzieć to i tamto.
No ale do rzeczy - dlaczego komentowanie wagi osoby otyłej jest wszędzie krytykowane, a komentowanie niskiej wagi swojej koleżanki już jest okej? Spotkaliście się kiedykolwiek z głoszonymi hasłami, że to niegrzeczne i nieładne, i niefajne, i niekulturalne krytykować grubsze osoby? Podnoszę rękę w górę, bo się spotkałam i to tyyyyyle razy. A słyszeliście, żeby ktoś kiedyś mówił, że nie wolno krytykować chudych? Ja nie. ;-) 
I o to właśnie mi chodzi. Nie jest ważne to, że koleżanka powie, że jesteś chuda i jest to wyraz zazdrości. Tak sobie można tłumaczyć - ktoś zazdrości. Ale czy to cokolwiek zmienia? Komentarz negatywnie odnoszący się do naszego wyglądu boli tak samo, nieważne czy jest zazdrością, złośliwością czy nieumiejętnie wyrażaną formą troski. Wiele z nas borykało lub boryka się nadal z własnymi kilogramami - czy jest ich za mało, czy za dużo. I uwierzcie - może się tak zdarzyć, że mimo zjadanych ton pożywienia, waga ani drgnie. 
Mnóstwo było sytuacji, gdy czułam się źle z samą sobą. Z moją wagą. Byłam już żyrafą, skórą z kośćmi, anorektyczką i co tam jeszcze ludzie sobie wymyślili. Różne komentarze dochodziły do mnie od podstawówki po dorosłość. Teraz już wiem, że o ciało trzeba dbać, ale czasami nie da się pewnych cech zmienić. Akceptujmy siebie i innych. Dajmy żyć innym. Wystrzegajmy się komentarzy na temat wagi i tych grubszych, i tych chudszych. Nigdy nie wiemy, z czym się zmagają i czy ten nasz jeden, z pozoru niewinny komentarz, nie spowoduje całej lawiny niepotrzebnych myśli i niepewności siebie.






Pizzy z ananasem powinno się zabronić!

Pizzy z ananasem powinno się zabronić!

Witam się i na wstępie chcę zaznaczyć, że tytuł zupełnie nie oddaje mojego zdania.
Jakiś czas temu na pewnym forum natknęłam się na post na temat pizzy. O ile konwersacje tego typu odnoszą się do polecanych pizzerii czy przepisów na ciasto, o nowych smakach, które warto wypróbować, lub którego lokalu należałoby unikać ze względu na możliwe zatrucie to ok - takie wpisy są przydatne i uważam, że może ich sobie być w sieci multum. Niestety we wspomnianym przeze mnie poście zupełnie nie chodziło o to, by komuś doradzić czy o coś zapytać. Wiecie co autor miał na myśli? Otóż podobno pizza hawajska w ogóle nie powinna istnieć! Ba, coraz częściej spotkać się można z utworzonymi podstronkami, np. na portalach społecznościowych, nawołujących do zabronienia sprzedaży hawajskiej pizzy. ;-) Dobra, dobra, spieszę wyjaśnić, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w głównej mierze są to tylko niewinne żarty. Nikomu nie można tego zabronić. Samo obwinianie kawałka ciasta z ananasem i szynką za zło tego świata zupełnie mnie nie rani, bo i czemu miałoby. Wiecie co jest najgorsze? Ludzie mają ogromny problem z tym, że ktoś taką opcję z menu lubi i wybiera. Serio, wyobraźcie sobie te zdziwione twarze i szeroko otwarte oczy, gdy na imprezie w trakcie wybierania pizzy na dowóz rzucisz hasłem "to może hawajska?"... Tego nie da się opisać. Nieraz mnie to spotkało i przyznam szczerze, że niejednokrotnie czułam się głupio, że akurat takie składniki mi odpowiadają. To dopiero problemy XXI wieku, co? Prawdę mówiąc nikomu nie powinno robić różnicy, co jedzą inni, o ile nie wyrządzają tym sobie lub innym krzywdy. Czemu ludzie tak burzą się o tego ananasa? Przecież to taki smaczny i niewinny niczemu owoc. Czy naprawdę pizza zawsze składa się wyłącznie z pomidorowego sosu, pieczarek, szynki i sera? Istnieje tak wiele możliwych składników, że to się w głowie nie mieści. Kiełbasa, jajko, szpinak, rukola (właśnie, rukola? hello, to naprawdę mieści się wyżej w rankingu? :( ), owoce morza, fasola, no tysiące do wyboru. I nic nie jest tak hejtowane, jak ten biedny, słodki ananas... 
Tworzę tego posta pół żartem, pół serio. Możecie się śmiać, ja zawsze dla siebie wybieram hawajską. Słodko - słona pizza to dla mnie połączenie idealne. Szkoda, że wraz z moim wyborem zawsze dostanę "ech" od znajomych w pakiecie. ;-)

Tutti Santi - moja ulubiona pizzeria :)





Moja aktualna pielęgnacja z La Roche - Posay

Moja aktualna pielęgnacja z La Roche - Posay



W dzisiejszym poście chciałabym przedstawić moją pielęgnację twarzy. Kosmetyki opisane przeze mnie pochodzą z jednej serii, ponieważ chciałabym, żeby wpis ten był przejrzysty. Oczywiście posiadam też produkty innych marek, ale o tym innym razem.
La Roche - Posay to jedna z moich ulubionych firm już od dłuższego czasu. Niestety nie każdy kosmetyk sprawdził się u mnie w 100%. Aktualnie posiadam trzy produkty, które zaraz Wam opiszę. Chciałabym jedynie wspomnieć, iż ceny przeze mnie podane są cenami orientacyjnymi i z reguły różnią się w każdej aptece, dlatego warto polować na dostępne promocje.

1) Krem Effaclar Duo (+) - jest to krem, który pomaga nam w walce z niedoskonałościami skóry twarzy. Mogę go polecić z ręką na sercu. To jedyny krem (oprócz typowo aptecznego na receptę), który działa cuda. Dzięki niemu pozbyłam się mnóstwa nieprzyjaciół ze swojej twarzy. Używam go na noc, ponieważ moja cera bardzo się przetłuszcza i za dnia w połączeniu z Effaclarem efekt byłby kiepski. Producent oferuje nam także krem typowo na dzień z efektem lekkiego podkładu. Ja go nie używałam i nie wiem, czy się skuszę. Kuracja na noc bardzo mi odpowiada. :) Trzeba przyznać, że produkt ten nie ściąga nam skóry w nieprzyjemny sposób, nie powoduje podrażnień, jest delikatny mimo swojego mocnego działania przeciwko niedoskonałościom. W Internecie można się spotkać z mnóstwem pozytywnych opinii i myślę, że mówi to samo za siebie - krem jest warty uwagi!
Cena: ok. 40zł (ja kupiłam w zestawie z żelem do mycia twarzy (50ml) za 50zł)
Pojemność: 40ml

2) Żel do mycia twarzy Effaclar - to właśnie ten produkt, o którym wspomniałam wyżej. Dołączony był w komplecie do kremu, jego pojemność była niewielka, zaledwie 50 ml, więc jak na żel do twarzy to trochę kiepsko - tak pomyślałam w pierwszej chwili. Jednak bardzo miło się zaskoczyłam, gdyż miniaturka ta wystarczyła mi na naprawdę długo - około 2 miesięcy. Miałam pewne obawy, czy przypadkiem nie zepsuję sobie cery, bałam się tzw. "zapchania". Zwykle używałam pianki do mycia, bo była delikatna i nie powodowała u mnie wysypu krostek. Moja cera nie akceptowała nigdy typowych, gęstych żeli. Effaclar natomiast daje mi uczucie świeżości, nie ściąga skóry i co najważniejsze  - współgra z kremem. Na jeszcze lepsze efekty oczyszczonej twarzy nie trzeba było długo czekać. Gdy moje opakowanie było już puste, z czystym sumieniem kupiłam mojego pełnowymiarowego ulubieńca. Myślałam o mniejszej pojemności, ale znów trafiłam na promocję (ta marka często ma w swojej ofercie różne obniżki co jest korzystne dla portfela, bo regularne ceny mogą niektórym wydać się zbyt wysokie) i dorwałam dużą butelkę za 40zł. Od tego czasu minęło już prawie 4 miesiące a ja nadal cieszę się moim kosmetykiem, to naprawdę opłacalny zakup.
Cena: 40-50zł
Pojemność: 400ml

3) Effaclar oczyszczający płyn micelarny - postanowiłam go kupić, ponieważ już wiele razy ta seria była dla mnie pomocna. W tym przypadku niestety muszę powiedzieć krótko i prawdziwie - płyn ten nie robi na mojej skórze niczego oprócz opornego zmycia make-upu. Jedyną zaletą, jaką mogę podać to to, że nie podrażnia skóry, za to moje oczy zawsze są zaczerwienione po jego użyciu. Zanim zdejmie się nim makijaż, trzeba poświęcić sporo czasu i pocierać twarz wacikiem, co może prowadzić do drobnych uszkodzeń. Osobiście od płynu micelarnego oczekuję, że z łatwością pozbędzie się resztek kosmetyków z twarzy. Do tego produktu już na pewno nie wrócę. W jego cenie mogę zakupić płyn innej marki, który jest moim numerem jeden i bardzo żałuję, że go na jakiś czas odstawiłam. Oczywiście Effaclar również nie przyczynia się do powstawania zaskórników i jeżeli chodzi o samo odświeżenie twarzy bez konieczności zmycia np. podkładu, to może się sprawdzić.
Cena: 40-50zł
Pojemność: 400ml

Na ten moment to wszystkie produkty tej marki, które posiadam. Zdarzyło mi się również testować inne kremy, ale aktualnie ich nie używam, dlatego nie ujęłam ich w moim zestawieniu. Podsumowując - polecam kosmetyki La Roche - Posay, a już na pewno warto poszukać dostępnych próbek i samemu je przetestować. Na tym kończę swój wpis, a już niedługo wspomnę o moim micelarnym ulubieńcu! ;-)
Copyright © 2014 Damskie opowiesci , Blogger