Wspominkowo: Boże Narodzenie, śnieg i ten okropny Święty Mikołaj!

Witajcie!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wspomnieniami. Każdy z nas nosi w sobie ciekawe historie - jedne będą wesołe, inne dające do myślenia. W mojej opinii, jeśli coś nam długo siedzi w głowie  - warte jest omówienia.


Z racji, iż powoli zbliża się do nas czas Bożego Narodzenia, chciałabym opowiedzieć Wam magię tych świąt z perspektywy kilkuletniego dziecka. Działo się to ponad dwadzieścia lat temu, stąd wiadome rozbieżności pomiędzy świętami wtedy a dziś.



Pamiętam, jakby to było wczoraj, to oczekiwanie na święta, śnieg (jestem głęboko przekonana, że dawniej grudzień serio był śnieżny) i pierwszą gwiazdkę, której nawiasem mówiąc nigdy nie udało mi się dostrzec. Z początkiem grudnia mama piekła pierniczki i ozdabiała je lukrem i kolorową posypką cukrową. Niektóre z nich miały dziwne kształty, w mojej opinii zupełnie niezwiązane z tematem - np. księżyc (ok, to jeszcze jakoś można naciągnąć) i... kaczka?! Nie pytajcie, do dzisiaj nie wiem skąd u mamy taka foremka do ciastek. :-D Kolejna rzecz warta wspomnienia to kultowe ubieranie choinki w naszym rodzinnym gronie, czytaj: tata -najsilniejszy w rodzinie, z własnym pomysłem jak najwygodniej ubrać choinkę (czyli okrążajmy ją wszyscy dookoła sto razy, żeby równo rozwiesić lampki i ich nie poplątać), brat - nastolatek, pomocnik taty, ja - dziecko nieświadome absurdów zachodzących w domu i mama - bogini domowego ogniska, mająca swoją wizję etapów ubierania drzewka bożonarodzeniowego. Lepiej było nie podważać słuszności jej zdania, gdyż mogło to skutkować awanturą przedświąteczną, która i tak w naszej rodzinie co roku się zdarzała. Gdyby przyszło mi tworzyć listę tradycji świątecznych mojej rodziny to pewnie tak by to wyglądało: 1. Ubieranie choinki w stresie 2. Pierniczki w kształcie kaczek 3. Awantura Bożonarodzeniowa i 4. Upiorny Święty Mikołaj, o którym zaraz Wam opowiem.

Były to czasy, gdy mało lub wcale nie mówiło się o psychologii wychowania dziecka. Mam wiele żalu do rodziców w tej kwestii, że nie próbowali zastanowić się, co może negatywnie wpłynąć na psychikę ich potomstwa. Mówię to całkowicie poważnie, chociaż nie chcę teraz zagłębiać się w szczegóły. Niektóre sytuacje i zachowania w domu potrafiły być bardzo przykre, a niektóre w swej prostocie wręcz... komiczne. No bo wyobraźcie sobie grupkę dzieci. Generalnie są to małe istotki, które wyczekują Świętego Mikołaja - raz bardziej, raz mniej ochoczo, ale jednak chcą go zobaczyć i liczą, że zostawi pod choinką wór prezentów. Tak czy inaczej, postać Mikołaja czy inaczej zwanego Gwiazdora jest pozytywna i powinna wywoływać miłe skojarzenia. Ok, to teraz opowiem Wam, jak reagowałam ja, na wieść, że ten białobrody niedługo zawita w nasze rodzinne progi. Od razu zaznaczę, że możecie się śmiać ile tylko dacie radę, sama jestem zdziwiona skąd było we mnie tyle niechęci do tego gościa. Otóż gdy zbliżała się pora jego "odwiedzin" mała ja... wchodziłam pod wigilijny stół i z przerażeniem obserwowałam, czy w pokoju nie pojawia się kolejna para stóp w brązowych, mikołajowych butach. To była wersja łagodna, bo w tych cięższych latach mojej santaclausofobii uciekałam do mojego pokoju, chowałam się za kanapę często przykryta poduszką, skulona na podłodze, a ze strachu trzęsłam się niemiłosiernie. Przysięgam, że nie wiem, skąd się to u mnie brało. Mogę jedynie podejrzewać, że ktoś mnie mikołajem straszył, gdy "broiłam", ale głowy nie dam sobie za to uciąć. Oczywiście, jak to bywało u nas w domu, na widok córki/siostry przerażonej białobrodym następował śmiech  i typowe "No i czego ona się boi?!". Ano nie wiem, czego, ale przerażona byłam tak, jakbym miała spotkać seryjnego mordercę. Dzięki Bogu, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby naprawdę przebrać się za mikołaja. Prawdopodobnie wtedy moja psychika by tego nie zniosła. :-D
Oczywiście podczas moich ataków histerii, rodzice wyciągali duże paczki (gdzie oni trzymali te prezenty, no gdzie?! ) i w spokoju rozkładali je... no właśnie. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego prezenty dla mnie chowane były w dziwnych miejscach, np. za fotelem. Pewnie, żeby sprawić mi więcej frajdy z "poszukiwania". Chociaż jak dla mnie prezenty, które daje się "pod choinkę"  powinny właśnie tam się znajdować. Ale co ja tam wiem, może jest w tym jakaś większa, niezrozumiała dla mnie filozofia. :-D 

Upiorny Święty Mikołaj - twórczość własna :-D
Podsumowując moją fobię z dzieciństwa - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Były krzyki, płacz i piski, że ten grubas w czerwonym mnie przeraża, ale po jego "wyjściu", bo przecież spieszył się do innych dzieci, następowała ogromna radość. I ten spokój ducha, że kolejne mrożące krew w żyłach spotkanie... dopiero za rok!

A jakie są Wasze wspomnienia świąteczne? Czy tak jak ja przypominacie sobie jakieś absurdy z przeszłości? Czujecie już powoli ten świąteczny klimat? Ja jeszcze się wstrzymuję, ale chyba po 1. grudnia i mnie dopadnie to szaleństwo.

Dzięki za dzisiaj i do kolejnego wpisu, Kochani!
P.S. Wspominkowo w każdą środę. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Damskie opowiesci , Blogger